top of page

Korso

Dynamic Quest 

Korso, Key, Gnom, Gruby, Henryczek, Kkk,  Korsakowski,  Jerzy, Synek Skurwysynek...

Czekałam na skubańca ponad dwa lata a jak już się pojawił to nie było tak kolorowo...
 
Gdy po ponad dwóch latach nękania hodowcy moja sytuacja materialna pozwalała mi wziąć kolejnego psa, nie wiedziałam jeszcze, że to będzie on, gnom!
 
Urodziły się pokraki, dzwoni do mnie hodowca. Informuje, że niestety urodziły się dwa chłopaki, oba już zarezerwowane, ale... 
Tego merlaka to zarezerwowała Pani z Czech, która się nie odzywa i możesz się cieszyć z psa - taką informację uzyskałam trzy dni później. 
 
I niczym debil wydzwaniałam do hodowcy praktycznie codziennie, prosiłam o zdjęcia, o informacje na temat Syna. Często nie odbierała, wcale się nie dziwię. 
 
Kiedy bachorki miały 5 tygodni pojechałam odwiedzić psa na którego tak długo czekałam, a on spał pod drzewem i miał mnie w dupie. Reszta potworków z mitu bardzo chętnie się ze mną bawiła, dawała sobie robić zdjęcia, dawała się przytulać. A on wiecznie spał. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zadowolona wróciłam do domu i odliczałam dni do dnia odbioru szczeniaka.

Korso odebrałam z hodowli gdy miał 6,5 tygodnia. Z perspektywy czasu wiem, że to było zdecydowanie za wcześnie i być może stąd nasze małe problemy. 
 
Następnie, chwile ze szczeniakiem upłynęły bardzo szybko. Pamiętam za to doskonale, że skurczybyk nie chciał na smyczy chodzić i wiele spacerów musiałam parówę nosić na rękach a było lato. Bardzo upalne lato. 
Tak, w końcu mając jakieś 4 miesiące zdecydował, że koledzy się z niego śmieją i nie będzie już na rękach noszony. Zaczął popierdzielać na smyczy przede mną, do dziś nie mogę go zatrzymać. 
 
Mała pokraka nocą pieczołowicie pracowała nad niespodziankami dla mnie. Rano, zaspana bardzo często wdeptywałam w siki albo kupę. Byłam obskakiwana przez małego Korso, który maił gdzieś swoje kupy i chętnie w nie wdeptywał witając się ze mną każdego ranka. 
 
Gdy podrósł i opanował sztukę wchodzenia na łóżko zaczął się prawdziwy koszmar. Budzona w nocy bardzo często czułam szarpanie za włosy, uszy, ręce, nogi równie często niczym duch ktoś ściągał ze mnie kołdrę. 
 
Przez długi czas miałam gładkie czoło, na policzkach zdarzało się, że wyskoczył jakoś syf. Mały Korso wskakując na łózko, witając się ze mną zawsze majtał mi mokrym siusiakiem po czole, mając w dupę, że takich pobudek psu nie wypada robić. Stąd pięknie zakamuflowane czoło było przez długi czas pozbawione syfów.
 
Pies powoli przestał srać w domu, co mnie bardzo cieszyło. 
Na spacerach rzecz jasna towarzyszyła nam Lara, gdzie od dłuższego czasu byli nierozłączni. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Korso to wspaniały pies!
Uwielbiam jego słodkie a zarazem głupkowate miny. Zawsze mnie rozśmiesza!
 
Na niego długo nie można się gniewać, bo on ma pod ogonem wszystko i wszystkich ;)
 
Moje życie z dwoma, kolorowymi psami upływało na sielance, spacerach, zdjęciach i kupowaniu zabawek. Lato trwało tylko dla nas.

Uczęszczałam z Korso na szkolenia, socjalizowałam, ułatwiałam poznawanie świata. 
Patrząc na Larę, w przypadku Korso postawiłam na socjalizację, co oznaczało, że Korso nie miał pełnej kwarantanny. 
 
To był cudowny czas, który zakłóciła choroba Korso. 
Więcej o tym poczytać można tutaj Nasza z OCD przygoda...
 
Obecnie Korso zapomniał już co go spotkało. Ja wciąż mam schizę. 

Film z okazji Korso pierwszych urodzin.

Przez ten projekt chciałam ukazać więź jaka łączyć może psa i człowieka. To nie miał być typowy film sztuczkowy, nic tutaj nie miało scenariusza, nic tutaj nie jest fałszywe. 

Film, to krótka historia mich psów.

bottom of page