top of page

Agresja...

 

To, że Korso będzie kastrowany wiedziałam gdy tylko skończył pół roku, i nie dlatego, że już pojawiły się problemy, ale dlatego, że był już po operacji na OCD. 

Nasze problemy były obecne w naszym życiu zawsze. 
Począwszy od tego, że Korso na psim przedszkolu ustawiał wszystkie szczeniaki, nikt mi wówczas nie powiedział, że jest to początek naszych problemów...
 
Największy problem pojawił się w momencie kiedy pies mógł swobodnie biegać
i zaczął startować z zębami do psów. Początkowo dawał się odwoływać lub jak widziałam, że trafił na silniejszego to leciałam ze łzami w oczach i łapałam psa. 
Później problem zaczął się nasilać, kiedy to hormony uderzyły do głowy i całkowicie zalały mózg! Jako, że nie jestem osobą, która łatwo przeprasza za swoje czy psa zachowanie każda taka akcje zaczęła wzbudzać we mnie coraz większą agresję do ludzi, obcych psów, do świata!
Owszem, zdawałam sobie sprawę, że to mój pies stanowi problem, jednak gdy idąc z psem na smyczy kilkakrotnie prosiłam aby zabrano psa a nikt nie reagował to moja noga włączała się do pracy. 
Czasem nie udawało mi się złapać Korso, czasem nie widziałam biegnącego do nas kundla, czasem po prostu nie byłam w stanie mieć oczu dookoła głowy.
I dochodziło do spięć między psami...
Na szczęście nigdy nie doszło do spięcia, które kończyłoby się krwią. Nic z tych rzeczy! 
 
Nasz problem zaczął się pogłębiać wraz z dorastaniem Korso.
Ja, nie byłam w stanie zrozumieć dlaczego mój pies tak się zachowuje, dobijał mnie fakt, że nie wiedziałam jak radzić sobie z problemem. 
Spotkaliśmy się z Asią Janiec z Dog Campus, udaliśmy się na spacer na Pola Mokotowskie. Korso parę razy przyczaił się na psa, obejrzał za rowerzystą, warknął czy szczeknął na jeszcze innego psa. 
Zapadł werdykt - "masz bardzo agresywnego psa". Usłyszałam, że mój pies nie nadaje się do sportów drużynowych i w najbliższych latach mogę zapomnieć o zawodach frisbee.
Metoda - Asia jeszcze podczas spaceru zarzuciła Korso pętle ze smyczy na szyję (dławikowanie), gdy Korso patrzył na psa lub rowerzystę następowała korekta w postaci szarpnięcia psa, za dalsze patrzenia na psa czy kładzenie się na ziemi miała następować dalsza korekta, za spojrzenie na człowieka nagroda. 
Taką metodę stosowałam na Korso następne dwa lub trzy dni. W parku spotkaliśmy psa, poprosiłam Pana o utrzymanie swojego psa w pozycji "zostań"
a ja z Korso chciałam ćwiczyć przy psie idąc po łuku, czasem okręgu i nagradzając lub stosując korektę. 
Po kilku minutach tamten pies stwierdził, że skoro Korso taki grzeczny to on mu łomt spuści. Właściciel przestał panować nad psem, który coraz bardziej ciągnąć zbliżał się do nas. Zapomniałam, że mam psa na dławiku i zaczęłam się cofać
z szarpiącym się Korso. Sytuacja została opanowana. 
Z dławikowania po tym incydencie zrezygnowałam, gdyż cofając się w emocjach zapomniałam, że mam psa na bardzo cienkiej smyczy umiejscowionej bardzo blisko tchawic y, efektem czego był porzyganie się przez Korso. 
Ponadto zauważyłam, że gdy pies wiedział, że na spacer zakładam mu dławik spacer przestał go cieszyć a sprawiać ból, dyskomfort i pies mi powoli gasł. 
 
Długo po tym walczyłam z własnymi emocjami. 
To one były naszym głównym problemem i powodowały, że Korso słysząc drżący, przerażony lub zalewający się łzami głos, który wołała "Korso do mnie" sprawił, że pies rozglądał się za ofiarą po czym do niej biegł. 
Zdarzało się, że darłam się na Korso, który na smyczy szczekał i rzucał się na psa. Darłam ryja na Korso i szarpałam smycz do tego stopnia, że pies zaczął się mnie bać.
Takie sytuacje dodatkowo utwierdzały mnie w przekonaniu jakim jestem imbecylem, jak bardzo nie dorosłam aby mieć samca jak bardzo nie rozumiem swojego psa. 
To tego, że Korso problem ma z samcami doszłam całkiem niedawno i to przez przypadek. 
 
Podejmując próby przekonania Korso do psów spotkaliśmy raz w parku labradora, niestety nie udało mi się w porę złapać psa.
Psy zaczęły się obwąchiwać a Korso ku mojemu zdziwieniu zaczął zapraszać psa do zabawy. Porozmawiałam z właścicielami psa i nie była to suka a samiec wnętr. Wówczas zrozumiałam, że samce z jajami dla Korso stanowią zagrożenie, które należy zlikwidować. 
 
Czas w którym zrozumiałam potrzeby i lęki mojego psa zbiegł się z czasem podjęcia treningów u Darka Radomskiego. 
Poinformowałam Darka o zachowaniu Korso, na co Darek odparł, że nie ma psów z którymi by sobie nie poradził. 
Wiele się od niego nauczyłam, choć bardzo późno jego rady zaczęłam wdrażać
w życie. 

To nie tak, że sama obecność Darka rozwiązała problem, on wciąż istniał i narastał. 
Korso zaczął się fiksować na psy z drużyny, nawet gdy siedział w klatce przykrytej kocem a przechodził pies - cała klatka podskakiwał i wydawała dźwięki nienawiści. Ludzie z drużyny i sam Darek podtrzymywali mnie na duchu, że dam radę naprostować psa. Z resztą na wsparcie wielu osób mogłam i nadal mogę liczyć! 

Pamiętam jak udałam się z przyjaciółką i grupką znajomych na grupowy spacer
z psami. W pewnym momencie poczułam się jakbym stała z boku i obserwowała sytuację - kiedy to z niewiadomych przyczyn pies z grupy leci do jakiegoś małego pyrtka i zaczynają się kotłować, Ktoś woła, biegnie, krzyczy, biegnie ktoś jeszcze starają się nad psami zapanować. Ktoś łapie większego psa i kopie mniejszego, który nie daje za wygraną,  ktoś inny odgania małego psa i sytuacja opanowana. 
Kilka minut później podobna akcja, ale większy pies na smyczy a jakaś kobieta staje murem przed labradorem i prosi o zabranie psa. 
Wówczas zorientowałam się jak bardzo zachowanie Korso wpłynęło na mnie, na postrzeganie przeze mnie psów i reagowanie kopaniem innych psów. 
Zrobiło mi się przykro, że przyjaciółka broniła tego labradora nie przed Korso
a przede mną. 
Wstrząsnęło to mną, bardzo. 
 
Obecnie, Korso jest po kastracji. Ostatnio zadano mi pytanie jak bardzo wpłynęła ona na zachowanie Korso - nie wpłynęła w ogóle. 
Bardzo pozytywnie wpłynęła na mnie i widać wykastrowanie Korso było mi bardzo potrzebne. 
Jestem na etapie wewnętrznego spokoju. 
Gdy pies do nas leci drę ryja aby zabrano psa - jeśli nie zabierają, Korso szczeka
i rzuca się na smyczy a ja cierpliwie czekam aż tamten pies sobie pójdzie. 
Jeśli ktoś na moją prośbę zabiera psa to krzyczę "dziękuję" i pracuję z psem dalej. Oboje jesteśmy w stanie iść obok samca lub za samcem. Żadne z nas nie ma spiny, ja jestem spokojna a Korso w 100% skupiony na mnie.
 
Zapytacie cóż to za rewelacyjna metoda, która tak diametralnie wypłynęła na zachowanie Korso?
Otóż - żadna. Korso smakołykami jest nagradzany za skupianie się na mnie, odwracam jego uwagę gdy idzie pies i dodaję, miękkim głosem "brawo, dobry pies!". 
 
Teraz nie boję się wychodzić z Korso z domu. I nadmiar wolnego czasu poświęcam na pracę z psem. Ostatnio byliśmy w parku w którym nie byłam rok! Co prawda poszliśmy do tego parku o 22, ale sam fakt, że przełamałam się psychicznie aby wracać do miejsc w których jeszcze chwilę temu bym nie weszła.
Wróciliśmy do tego parku następnego dnia w godzinach popołudniowych, spotkaliśmy psy i nic się nie stało! Nikt się na nikogo nie rzucił, nie podskoczyło mi ciśnienie, pies się nie denerwował. 
Kastracja, tak bardzo pomogła mojej świadomości. Tak bardzo była mi potrzebna abym poluzowała gumę w gaciach i wzięła się solidnie za pracę z psem!

Przed kastracją każdy spacer z obcym psem wzbudzał we mnie wielki gniew
i niechęć. Wiedziałam, że oboje nas poniesie i spieprzę dzień sobie, psu i osobom biorącym udział w spacerze. 
 
Kastracja odmieniła mnie wewnętrznie przez co mój pies powoli staje się normalny. 

bottom of page